Jeśli na korcie Rainiera III w Monte Carlo Country Clubie wygrywa się w półfinale z Rafaelem Nadalem, doprowadzając hiszpańskiego mistrza do wyznania, że zagrał „najgorsze spotkanie na kortach ziemnych od 14 lat", to reszta powinna być łatwiejsza – i była.
Finał Fogniniego z Serbem Dusanem Lajoviciem trwał dwa sety. Włoch wygrał na chłodno 6:3, 6:4, a potem zaczęło się świętowanie. Wzruszony Fabio ucałował czerwoną mączkę kortu centralnego, wyściskał rywala i miał wyraźną ochotę ściskać czule resztę świata, skończyło się na członkach ekipy, żonie Flavii Pennetcie oraz mamie, która w Niedzielę Wielkanocną obchodziła urodziny, więc usłyszała, że puchar jest dla niej w prezencie. Ponieważ zarobił 958 tys. dol. stać go też na inne podarunki.
Nowy bohater
Włoska flaga łopotała podczas hymnu na korcie centralnym, włoscy dziennikarze, którym Fabio Fognini od lat dostarczał wzruszeń niekoniecznie sportowej natury, zapomnieli o latach kłótni, wzajemnych oskarżeń i braku porozumienia. W niedzielę pojawił się nowy tenisista – radosny i życzliwy, jak nigdy.
Przede wszystkim to pierwszy włoski zwycięzca turnieju z cyklu ATP Masters 1000. Italia czekała na taką chwilę od 1990 roku, czyli od początku istnienia prestiżowej serii. Od poniedziałku Fognini jest nr 12 w światowym rankingu, to jego osobisty rekord, poprzedni (13. ATP) ustanowił pięć lat temu.
Odniesienia historyczne są takie, że wyżej w rankingu światowym byli tylko Adriano Panatta (nr 4 w 1976 roku) i Corrado Barazzutti (nr 7 w 1978), na tym samym miejscu co Fognini – Paolo Bertolucci w 1973 roku, w dniu ogłoszenia pierwszego rankingu wyliczonego przez komputery.